Kantyczka Z Lotu Ptaka
Jacek Kaczmarski
5:30Ta wyprawa była dla nas przyjemnością Kiedy z gór zeszliśmy w kwitnące doliny Parobcy porzucili domy broń i stada Obrońcy zginęli śmiercią bohaterską Równaliśmy z ziemią winnice i zasiewy Nasze ręce dymiły ludzką krwią i tłuszczem I z całej krainy nie pozostał po nas Kamień na kamieniu ani zdrowy człowiek Widzieliśmy łupów naszych właściciela Cały w strupach i wrzodach trwał w pogorzelisku Tuż przed naszym najazdem stracił wszystkie dzieci W gruzach domu przez piorun zburzonego w nocy Nie znał chyba ten człowiek łaski swego Boga Lecz wielbił Go nadal choć nieludzkim głosem Staliśmy milcząc, dobić ktoś go chciał z litości Ale stracił śmiałość wobec takiej wiary Gdy zgwałcili mi żonę sławię słodycz jej ciała Braci synów już nie ma, ja wciąż z nimi rozmawiam Roztrzaskali domostwo, ja kamienie całuję Zawlekli mnie na śmietnik w słońce się wpatruję Zmiażdżyli mi podbrzusze miłość nie da się zgubić Wyszarpali mi język więc palcami coś mówię Wykłuli mi źrenice myśl się z myślą zaplata Dzięki Ci Boże! Stworzyłeś najpiękniejszy ze światów! Wódz gotowych na wszystko bitnych górskich plemion Chciałbym być bogiem takich jak ten człowiek ludzi Jeden starczył by dźwignąć i utrzymać w górze Świat Boga i nicość przez Niego mu daną Chociaż zniszczyć Go jednym mógł wzruszeniem ramion Chociaż zniszczyć Go jednym mógł wzruszeniem ramion Gdy zgwałcili mi żonę sławię słodycz jej ciała Braci synów już nie ma ja wciąż z nimi rozmawiam Roztrzaskali domostwo, ja kamienie całuję Zawlekli mnie na śmietnik, w słońce się wpatruję Zmiażdżyli mi podbrzusze, miłość nie da się zgubić Wyszarpali mi język, więc palcami coś mówię Wykłuli mi źrenice myśl się z myślą zaplata Dzięki Ci Boże! Stworzyłeś najpiękniejszy ze światów!