Opowieść Pewnego Emigranta
Jacek Kaczmarski
2:49Za chwilę start wielkiego biegu za miliony Więc doczekałem się nareszcie swego dnia Chrypną głośniki Czarny koń dżokej w czerwonym To dżokej mój a Czarny koń to właśnie ja Nie na mnie skierowane publiczności oczy Na mnie nie stawiał nikt pisano o mnie źle Ale ja wiem że mogę gnać co koń wyskoczy I że zwycięstwo jest pisane właśnie mnie Start Tunel toru za barierą się otwiera Do przodu rwę wiatr z oczu mi wyciska łzy Dżokej w strzemionach staje chłoszcze jak cholera Na czarnej sierści rosną pierwsze pręgi krwi Sam wiem jak biec Kopyta szarpią ruń na bruzdy Przeszkody tnę jedna po drugiej od niechcenia Ach jakbym biegł Tylko bez siodła i bez uzdy Co chcą powstrzymać mnie od mego przeznaczenia Co mnie obchodzą publiczności dzikie wrzaski Co mnie obchodzi dżokej mój czerwony karzeł Ja tu dla siebie biegnę nie z niczyjej łaski I co potrafię zaraz wszystkim wam pokażę Znikają z obu stron chorągwie twarze godła Ja czuję tor i tylko tor i kopyt takt Więc jeden ruch I wylatuje dżokej z siodła I z pyska znika mi wędzidła słony smak Pędzę co sił cóż dla mnie dyskwalifikacja Przegrywa stajnia dżokej widz ale nie ja Nikt nie zagrozi mi to dla mnie ta owacja Lecz meta nie jest końcem biegu ani dnia Więc dalej gnam nie wiedząc czy to ja czy nie ja O którym wrzeszczą że oszalał Ich to rzecz Stać mnie na wszystko byle tylko bez dżokeja I raz na zawsze z siodłem uzdą pejczem precz