Opary (Feat. Paluch)

Opary (Feat. Paluch)

Kali

Альбом: V8T
Длительность: 4:23
Год: 2018
Скачать MP3

Текст песни

Życie jak fani wywiera presję chcę więcej
Spełniam misję przynoszę refleksję bierzcie i jedzcie
Nie czuję sławy raczej depresję te z bólem koneksje
Mam pasję grubą pensję ale w trasie tęsknię

Pisz co chcesz ty marny hejcie
I tak od dawna mam dziurawe serce
Jak nie zabiłeś to już się nie uda
Hejto odporny jak Premiera fura

Dla szczura niewarte tytuły króla
Żyję za dwóch choć bez sobowtóra
Nic po tytułach bo gra nieludzka
Na szczytach się tułam jak Jurek Kukuczka

Do domu jeszcze długa trasa
Może się nie powtórzy szansa by być kimś
Jak kilometry lecą lata
Chciałbym inaczej ale tylko tak potrafię żyć

Showbiznes marna dziwka mami mnie swym tanim wdziękiem
Już szepta co chcę usłyszeć i do kiermany mi wkłada rękę
Chce mą duszę zabrać za bezcen ja wszystko widzę mam w oczach rentgen
Ej suko ja nic nie muszę zawsze byłem będę jestem

Mam już dosyć błysków fleszy i tłumów
Łycha nosy byle dalej od żywych trupów
Wyszedłem bosy czy wierzyłeś we mnie gdy nie było boomu
Doszedłem do forsy niewierni mówią mi guru

Popatrz na me oczy zmęczone jak to miasto
By rano wstać znowu brak mi sił
Tyle na głowie znowu nie mogę zasnąć
A wszystko i tak zamieni się w pył

Chciałbym uciec tam
Tam gdzie nie muszę nic
Gdzie nie znajdzie mnie nikt nawet ja sam
Chciałbym uciec tam
Gdzie znowu będę mógł śnić gdzie tylko one i hotel z milionem gwiazd

Już tylko opary opary
Niosą mnie opary opary
Jestem tak blisko celu a znowu brakuje mi wiary
Już tylko opary opary
Niosą mnie opary opary
Jak stary człowiek i morze płynę na losu meandry

Moja rozkmina od dłuższego czasu kim zrobił mnie rap
Jestem dziś wzorem dla wielu dzieciaków i dźwigam ten dar
Nie wiem czy chcę nie patrz już na mnie element rozrywki chcą być jak ja
Nie celebryta bez jazdy medialnej choć bagaż gwiazdy wrzucili na bark

Nigdy nie ćpałem białego kurestwa
Nigdy też ziomek nie byłem jak reszta
Natura siła znów lecę na resztkach
U was do pełna to moja rezerwa

Duchowy kompas wskazuje kierunek
Jestem prawdziwy bez jebania psów
Bez fazy na bycie postrachem podwórek
Niosę tam miłość mocą mych słów

Często tak mam lot na oparach
Mówię o duszy nie hera w melinie
Ciągle pamiętam gdzie jest moja stacja
061 przy mojej rodzinie

Znam ciężką pracę za marne grosze
Lata tak chude jakby miały gorset
Chcesz coś powiedzieć to zamknij mordę
To gdzie dziś jestem zawdzięczam sobie

To co dziś widzisz to góry wierzchołek
Z bieguna samotności serce skute lodem
Nie wiem sam czy to kim jestem to dar czy kara
Ile sam wytrzymam jeszcze znów lecę na oparach

Popatrz na me oczy zmęczone jak to miasto
By rano wstać znowu brak mi sił
Tyle na głowie znowu nie mogę zasnąć
A wszystko i tak zamieni się w pył

Chciałbym uciec tam
Tam gdzie nie muszę nic
Gdzie nie znajdzie mnie nikt nawet ja sam
Chciałbym uciec tam
Gdzie znowu będę mógł śnić gdzie tylko one i hotel z milionem gwiazd

Już tylko opary opary
Niosą mnie opary opary
Jestem tak blisko celu a znowu brakuje mi wiary
Już tylko opary opary
Niosą mnie opary opary
Jak stary człowiek i morze płynę na losu meandry