Kimaj
Łona
3:37Noc, czekałeś aż noc zacznie mówić I że wysypią się kursy z aplikacji wreszcie jeden za drugim Żebyś mógł prawom geometrii wszystkim wbrew Kół trochę porobić po trójkącie najruchliwszych stref W wir wpaść może na kilka chwil w pogoń Na światłach sprawdzić, czy był swipe right od kogoś Albo playlistę, czy wystarczy hitów w pętli Może co udostępnić, bo dawnoś nic już nie udostępnił I mniejsza czy na zegar, czy ryczałt Byleby ruch złapać, choćby i siłą bezwładności, co za różnica Choćby i było bez płatności - nie, to raczej niechętnie Chyba że mus, to zaciśniesz zęby i wyciągniesz rękę Życia trochę złowić Jakiś, nie wiem, strzęp rozmowy, czy tam trzepot rzęs tej dziewczyny w różowym Z punktu "A" do punktu "B" po ciemku, bo zniknął na krótko księżyc Grunt, żeby nie utknąć gdzieś pomiędzy Bo jest ten punkt, co jak przejeżdżasz To wszystko gaśnie, żadnych kursów, żadnych wezwań Gdzie cię to trafi, nie wiesz nigdy prawie Czy w drodze na Jasień, czy róg Dąbrowskiego i Żurawiej Pustka, flauta, niby chwila A sam zostajesz z pytaniami o bilans I o ten strach co rośnie w ciszy, strach co by cię chętnie wziął na stronę No gdyby nie to, że znów za moment Jedziesz, jedziesz, jedziesz, jedziesz, jedziesz, jedziesz, jedziesz, jedziesz 24/7 mordo, przez ten ciąg czwartków, niedziel i wtorków Co się tam napatoczy, bierz na korpus Po co więcej, wiedzieć? Jedziesz, jedziesz, jedziesz, jedziesz, jedziesz I weź tam irchą trochę przetrzyj lakier Miał być rok tylko, już jest pięć z hakiem Byle nie postój, byleby głównym nurtem, byle nie brzegiem Jedziesz, jedziesz, jedziesz, jedziesz, jedziesz, jedziesz I może wrażeń jeszcze doda szczyptę fakt Że w te wojaże brnie z tobą pasażer - taki na przykład ja Różnicy niby da to w grunt wgląd Bo ja jeżdżę z punktu A do punktu "B" przez punkt Ą Tutaj sarknę z przekąsem, tam coś mądrze zacznę, czy spojrzę krzywo Bo przypadkiem mam czym krzywo patrzeć Zdjęcie błysnę czy ujawnię strzępki Może co udostępnię, ponieważ dawnom nic już nie udostępnił I mniejsza czy lokalnie, czy z taksy Byleby ruch złapać, choćby i setny raz ten sam - to o niczym nie świadczy Przyciąć na skali jeszcze tak z 20 i postój minąć Ten postój, co tam majaczy w oddali już gdzieś tam Życia trochę złowić, nie więcej Żeby strzęp rozmowy, czy tam trzepot rzęs błysnął w piosence Pokluczyć trochę po meandrach, może standard złamać, nim się świat upomni Byle za bardzo nie zwolnić Bo jest ten moment, co jak stajesz To wszystko gaśnie, żadnych propsów, żadnych bajek Gdzie cię to trafi prawie nigdy nie wiesz Czy na Dudy-Gracza, czy między Arkońskim a Warszewem Pustka, flauta, niby chwila A sam zostajesz z pytaniami o bilans I o ten strach co rośnie w ciszy, strach co by cię chętnie wziął na stronę Gdyby nie to, że znów za moment Jedziesz, jedziesz, jedziesz, jedziesz, jedziesz, jedziesz, jedziesz, jedziesz 24/7 mordo, przez ten ciąg czwartków, niedziel i wtorków Co się tam napatoczy, bierz na korpus Po co więcej, wiedzieć? Jedziesz, jedziesz, jedziesz, jedziesz, jedziesz I weź tam ryju trzymaj styl, trzymaj fason I nie kozakuj, że niby inną trasą Że niby niegłównym nurtem, niechby nawet brzegiem Co za różnica? Jedziesz, jedziesz, jedziesz, jedziesz