Amerykańskie Fury (Feat. Bedoes & Szymi Szyms)
Reto
6:19Czemu samotność to taka straszna trwoga Niby pijesz z ziomami ale znowu pije sam Tak nie wierzący, łapię za ręce boga Którego nie zna i nie chce poznać już od paru lat I ciągle kręcę się, chciałbym więcej Czy jestem ślepcem który tak próżny biegnie by mieć hajs Póki co hype jest no i jest nieźle Lecz czemu jeszcze nie mogę cieszyć się z tego co mam Smak pracy mi znany jest i nie od dzisiaj Więcej nie pierdol mi że banany no bo nie i jak znowu jestem nachlany gdzieś i wtedy spotkasz mnie to wiedz że piłem za swoje Bo mama mi dało rozum i dwie ręce a nie czek in blanco czy kartę w platynie Dlatego że nie mogła dać mi nic więcej i dlatego dzisiaj jestem wdzięcznym synem Dziś mnie prosi kiedy czasem rozmawiamy by mi pasja i kariera nie zrobiły z głowy kibla I gdy na jej głowę wejdą siwe włosy nie musiała na mnie patrzeć niczym na drugiego Riddla Uśmiecham półgębkiem się odpowiadając jej "Mama no co ty" A w głowie dopowiem sam sobie gdy wyjdę tak "Mama no o by" Już za dzieciaka planu B nie było To co dziś mam śniło mi się wtedy w nocy Inni latali za piłą a mnie coś męczyło to lałem na zeszyt, długopis Wtedy się śmiano bo byłem zabawny jak można próbować w mieścinie skąd jestem Jak dziś mnie mijają to nie ma pogardy Przeciwnie co drugi podbije po zdjęcie Ja polecę hen Oni chcą żebym czuł się gorszy a co to to nie Miałem pół życia tak i dosyć, polecę jak ptak Zobacz jak biały kruk tańczy z wiatrem, nie liczy się czas Mój nadgarstek żegna się z zegarkiem Czy wiesz jak to jest jak chcesz a nie możesz biec Gdy dusza razem z ciałem krzyczą SOS Bez wyjść ewakuacyjnych Głową targa wrzask i krzyk Czy wiesz jak to jest bo ja bardzo dobrze wiem I wiem co by nie działo się, to będę mógł liczyć na brata Na moich ludzi bez waha Jak ktoś mnie obsrał to tata A moja matka pomimo kłótni jest święta, zawsze przebacza Widziała już jak się staczam I pragnie dla mnie mesjasza Szczeniackie wybryki bez opamiętania, używki, melanże wracanie nad ranem Wiadro z maryśki ciut później od chlania Bo pierwsze to w wieku 13 szamałem 14-latek szedł niby na trening, bo miałem z Jujitsu gdzieś krótka przygodę Kimono w torbę, wiśniówka pod pocztą i ostro Tak w stójce z wódka za rogiem I było lanie chodź nie na treningu Jak dzieciak ma flaszkę pochłonie ją w ciemno Szybko był parter koledzy mnie z gleby zbierali jak trener, Igor jeszcze jedną Flaszkę nie rundę i straszne bo wkrótce się każdy tu każdym próbował zajmować Do domu z talonem na miejscu pytali "Coś piłeś?", się buty nie chciały zdejmować Kolejne lata młodości nie inne Nie dziwne że kiedy mówiłem wychodzę To mama pod nosem mówiła modlitwę Wręcz dopowiadałem pod nosem "nie z Bogiem" Łamałem się nie raz, nie srając ze strachu a dusze wkładając w imadło Upadek, wstawanie, upadek, wstawanie A dziś już wiem że było warto Ja polecę hen Oni chcą żebym czuł się gorszy a co to to nie Miałem pół życia tak i dosyć, polecę jak ptak Zobacz jak biały kruk tańczy z wiatrem, nie liczy się czas Mój nadgarstek żegna się z zegarkiem Czy wiesz jak to jest jak chcesz a nie możesz biec Gdy dusza razem z ciałem krzyczą SOS Bez wyjść ewakuacyjnych Głową targa wrzask i krzyk Czy wiesz jak to jest bo ja bardzo dobrze wiem