Hipotermia
Zeus
3:48Gdzie to wszystko biegnie co dzień rano pytasz Gdy widzisz jak świat zapierdala w nicości korytasz Mówisz, chwile chwytasz, reszta sączy się przez palce A przeszłość rozmazuje się ławtiej niż ślad po kalce Kto zrozumieć raczy, wyrwie się z letargu Meritum WPS nie jak sekundnik w zegarku I choć wielu chętnie widziałoby mnie w szeregu Stoję obok, gdy społeczność zrywa się do biegu Pytają mnie, czy nie chciałbym być teraz w topce mainu Zarobić trochę więcej cashu, skosić trochę fejmu Wolę siedzieć sobie w domu przy Capcom stadium W Warriors of Fate grać w salonie tak jak na osiedlu Te wieki temu, dopóki mi na życiе starcza I mogę czas przy beatmaszynie spędzać potem mam dla Kogo tеn rap grać, to jestem master tak jak Ace Zadowolony syn Iwony, w domu Dżasta z psem czeka I mikro mikrofon czeka, panta rhei, czas tak szybko ucieka Nieraz narzekam, ale prawda jest taka Spełniłem te marzenia, co miałem za małolata I to jest mój najlepszy punchline ever Już nie widziałem szans dla siebie Dzisiaj wstawać chce się, choć mam więcej na karku I przy beemce z AMG będę jak Wartburg dla małolatów Więc nie mam co szukać atencji tam Nie przebiję pewnych ścian, nawet łeb Zidane Lecz niepotrzebny jest mi handicap Godzę się z tym że już bliżej mi do pewnych bram Tam na górze, niż gdy pisałem rap Na dużej przerwie, zamiast się skupić na maturze Kleiłem wersy, układałem te sample we frucie A dni śmignęły, fruu, jak na Hayabusie Dziś czuję, że mam więcej niż wyśniłem sobie Chociaż nie patrzą już na to dziadkowie Dziewczyna się zmieniła w żonę i z nią dzielę życie Jest mi dobrze, jeszcze lepiej przy hip-hop muzyce A jeszcze wczoraj tu oglądał ziomal zeszyt prac mój Decydował czy mnie brać do miejscowego tatskru (ONC) Śmigaliśmy nocą w parunastu (BHZ) Dziś zostało tylko paru z nas tu I choć to absurd jak ten świat pędzi Te pary więzi nie zostało wyłącznie w pamięci Nawet jak mamy kontakt raz na te parę miesięcy Nasza historia jest złożona z naszych części Kiedyś byliśmy pierwsi, a nie pierwsi lepsi I przeżyliśmy parę strasznych scen i parę śmiesznych Tę parę razy wróciliśmy cali znad krawędzi I nie ma słów, które oddadzą to jak jestem wdzięczny Na parkiecie wylewałem pot, jeszcze wczoraj Chodziłem do szóstej klasy, jeszcze wczoraj Zabrał mnie z tamtych miejsc dźwięk, jeszcze wczoraj W melanży nieraz nie wracałem na noc Jutro majaczy już na horyzoncie I wschodzi słońce, a z nim zmiany i być może postęp Dziś już nie wszystko ogarniamy jak bieżące brzdące TicTaca znamy, ale TikTok to jest ciało obce I coraz mocniej odcinamy się Od tego co fresh i gorące, rozmywamy w tle Byłeś tym chłopcem, co go starzy nie kumali, nie? Dziś jesteś ojcem z wąsem, masz co rusz gały jak z anime Choć tamte dni są teraz far away I zawsze kiedy o nich myślę, ściska w gardle mnie A przyszłość to zagadek ciąg jak Stanley Parabel Idę na konfrontację z nią jak stary kaliber, bang, bang Bo tak naprawdę czasu nie chcę cofnąć Choć było fajnie kiedy kumpel wołał cię przez okno I w planie miałeś granie w gałę, a nie pracę w korpo Jak ja czekałeś aż ci dane już będzie dorosnąć I przyszło to, choć w innej wersji Niż się zrodziła w wyo-braźni z tych lat dziecięcych Lecz gdybym dziś to wszystko stracić miał prędzej sczezłbym Niż bym zamienił to na parę lat tak pięknie przeszłych Więc na to co przyniesie czas jestem chętny Nie znaczy to, że pewny tak, że mnie nie męczy Czasami w snach strach, lecz umie zmniejszyć lęk I fakt, że za to co przyniósł mi czas jestem niezmiernie wdzięczny Nagraliśmy nasze dema, jeszcze wczoraj Podziemie dało mi ten brudny sznyt, jeszcze wczoraj Dostałem szansę by się wybić, jeszcze wczoraj W trasę wyjeżdżał dziadek