W Imię Ojca
Białas
3:00Jestem wszędzie, czyli nigdzie, częsciej hotel niż mieszkanie Ludzie wszystko by oddali tu za flotę i jebanie A dla mnie nawet miłość jest podła Bo w tym biegu synu nie mam kiedy dać się jej poznać Chuj w to życie fame'owe, ono też ma dwie strony Najpierw typie wybucham, potem siedzę zgaszony A moi fani chcą żebym podpisywał się pod swoimi słowami znów, chcą tego jakby mi nie ufali Możesz ściągnąć se tę płytę bez problemu Jeśli za jej równowartość kupisz szamę bezdomnemu Rozwijamy se chłopaku biznes Kiedy widzę jak te szmaty patrzą na mój sygnet Mam ochotę rzucić rap Ale tak żeby kurwa im na głowę spadł A ludzie myślą, że z Białasa ponoć taki twardziel Jestem artystą, wszystko przeżywam dwa razy bardziej, rozumiesz to? Ludzie którzy mnie zawiedli, ich już nie ma Dawno leżą na cmentarzu zapomnienia Oni mnie mają za kurwiarza i alkoholika Choć zamiast melanżować z nimi idę coś napisać Między nami typy nigdy już nie będzie pięknie Przez to że zarabiam hajs, nawet w tym momencie Sukcesami to już dawno się nie chwale Nimi to najbardziej cieszą się ci którzy mają z tego działe Dziękuje fanom, że mam ich aż tyle Chociaż wiem, że mnie osrają kiedy znikną skille A braci się nie traci To nie zmiennie więcej dla mnie znaczy niż Versace Co z tego, że bliscy ze mnie tacy dumni, jeśli na co dzień nie mogą mnie zobaczyć I co z tego, że wyrwałem się z tej chujni, jeśli jeszcze nie wyrwali się chłopaki Wiecie kiedy ja się zajmę luźnym rapem? Kiedy walkę z rakiem wygra mój przyjaciel Do tego momentu to szczerze mam w chuju, że się do mnie wszyscy ładnie uśmiechacie Zawsze broniłem swego zdania, szedłem za nie na dno Bo to jedyne co miałem na własność Nie będę więcej zerem co przegra Ja jestem self-made manem jak Skepta!