Sztuka Latania
Bonson
4:03I wyjebałem wczoraj wypłatę w błoto I co mam z tego? Szwy na japie, bo ktoś chyba mnie kopał Tylko dlaczego? Ta przy barze, no to chyba jest siostrą Typa tamtego, chuj tam było, choć zdążyła się odpiąć Ja na początku myślę: gigant chce foto I się uśmiecham, jak debil jakiś i wiesz, nagle pociąg Jakby pierdolnął mnie znienacka, jakbyś prąd nagle odciął I jak przez mgłę pamiętam tylko, jak mnie z ziomalem kopią No dla mnie spoko, jestem morda, wiesz loko Walę jednego w cymbał, drugi zbiera pokalem w oko Koleżka zawija mnie z klubu, zanim po nas nie wkroczą I dobrze, bo mam w spodniach samar, a w nim towar, że ho-ho Zakładam kaptur, ktoś mnie woła przez okno Dupa i typ, ona jest piątką, a on coś za szeroko Ona jest piątką, ale naciąganą nią, nawet mocno Typ jej się pręży, ona jara szluga, coś tam rеchocząc Później jest płacz, kiedy noc marniе kończą Bo co się może nie udać, gdy kumple z bocianem wkroczą On miał być inny, przecież kurwa mówił - "kocham cię", słodko A teraz nagrywa, gdy on i oni, jak pojarę gniotą Miasto jest złe, a ja to zło karmię nocą Pytam, - "gdzie ona?" Ona piszę, że: est z nią - jak chcesz, to cho Ona mi piszę, ona jest w jej typie totalnie złoto A ja rozkminiam, jak najszybciej się tam dostać piechotą Wszystko, co los da, jest po coś Zamawiam dychę, diler mówi: kurwa, morda, jest kłopot Spotykam kumpla, ten pierdolił, że znów ktoś chciał mnie pociąć Ykhm, no to pokaż się cioto Jeszcze te kurwy kiedyś boso przyjdą do nas, przeproszą Spokojnie, jeszcze będzie dobrze, jeszcze zobaczę złoto Jeszcze będzie tu normalnie, albo chociaż, wiesz - spoko A inni niech się przyglądają i niech o nas się modlą Jestem sobą, czasem nawet za bardzo Mimo to mam wrażenie, że wciąż jestem dla nich zagadką I wiem, że martwi się, że może mnie tu nagle zabraknąć Dlatego z całej kurwa siły, życie łapię za gardło Mamo: powinienem dzwonić częściej Ale wstydzę się za to kim byłem i za to kim jestem Urodziny, imieniny, śluby, znajomi z dzieckiem Mam w kieszeni uśmiech, numer sześć set, na tą imprezkę Czasem czuję się, jak w Truman Show Bo, jak Jim Carrey muszę strugać durnia wciąż Wszyscy patrzą podjarani, a ja spluwam krwią Na kurwa nowe air-maxy, jasny chuj, psia kość Mój brat na przymusowych wczasach Czaisz, prawie po sąsiedzku Bo kurwa, dwie ulice jakoś miałem do aresztu Zawsze coś się musi zjebać, zawsze szkoda łez już Więc, gdy przechodzę obok krzyknę: jak jest, co tam Grześku? Czarny mam dres, czarny kaptur jak chuligan Blady jak śmierć, blady jak trup was unikam Żal mi was jest, żal mi nas znów mam głupi plan Spalić świat chcę, martwy paść tu na ulicach Czarny mam dres, czarny kaptur jak chuligan Blady jak śmierć, blady jak trup was unikam Żal mi was jest, żal mi nas znów mam głupi plan Spalić świat chcę, martwy paść tu na ulicach