Przeciwko Kurestwu I Upadkowi Zasad
Firma
5:31Późną nocą drapieżcy w gotowości do działania Tylko luna przyświeca, to co jest do splądrowania Tylko u nas tendencja do trzymania hiphopowej kultury Koślawych liter, które zdobią mury Dzięki rabeko za kolejną dostawę Ta paleta działa na mnie jak na stawy kolagen Mocno jara mnie to ziomuś niczym herska alfabet Od zawsze wspieram tą zajawę, poświęcam pikawę Kocham Warszawę, naszą scenę graffiti Tu każdy tager ma swoją historię w tym city Meat, merd, kuick, emas, ones, easy Na mieście I na jardzie są jak w rapie busy Każdy ma swój styl, urodzeni wandale Hardkorowe szybkie chromy, dopieszczone legale Ci drapieżcy nieraz życie swe rzucają na szalę S.O.K., p.S.Y. - lecą kurwy na sygnale Ale jebać ich - aerozol w ręku Psss, pssss - kocham wyraz tego dźwięku Na robocie lęku zero, szacunek za to Prawdziwy drapieżca musi w genach mieć ten atom Jak meras I klimas, jak krac i nakor Jak dywizjon bombowców, gorący raport Grono hiphopowców, artystów z ulicy Ultrafat na chrom - wiesz kto rządzi w okolicy, ziom Wiesz, kto rządzi w okolicy, hxm, jwp, rpk, ciemna strefa Warszawski styl Przez lata pięknie rosła w polsce graf scena Dziś śmigam po softach, lecz wciąż dobrze znam temat Po co kapsle na canach, szkice i wypełki Co baranek pije, a świetnie kryje kafelki Co one-man, t2b, panel, e2e Jaram się tym stale, tak jak g2e Jak setki składów, co robią składów setki I dają im imiona, zanim pójdą na żyletki To tagi, throw-upy, jardy, lay-upy Dobrze, jak znają ksywę, ale nie znają cię z japy Też mamy swoje czaty i tu się nic nie klika Cisza, akcja, fotki, żadne nocki przy klawiszach Muszę też napisać o szacunku dla miejsc kultu To wyróżnia kingów od obszczymurków I chyba najważniejsze starać się być all city Mieć swój własny styl i to właśnie jest graffiti Warszawa jest nasza, nieważne gdzie mieszkasz Znasz te imiona, nawet jak się na tym nie znasz Wkurwia cię graffiti, to masz przejebane tutaj Ścisz ten kawałek, ściany krzyczą dalej Spacer po granicy prawa, człowieku, kot sprawa Każda taka noc sprawia, że mnie moc rozpierdala Nigdy nigdy nigdy stop stop stop To prawdziwy hip-hop, tu pozerstwo odpada Jedna rada, morda, nie ma co się podpalać Chociaż robisz takie style, że dzieciakom odpierdala Weź nie świruj, kurwa mać, bo żadna z ciebie gwiazda Sprawdź, kim jesteś z perspektywy tego miasta Spróbuj się przewieźć, szybko zejdziesz na ziemię Wyjmuj farby z plecaka I nie wracaj więcej tu Biada lamusom, którzy moje gówno ruszą Jeszcze długo będzie się za nimi ciągnął ten smród