Konfrontacje
Dj Decks
3:46Ja pierdolę, nie jarzę, to on żyje? Czuł jakby sztywny Max chwycił go za szyję Najbardziej zawsze dłużą się te złe chwile Jeszcze przed świtem podjeżdża pod jego wille Czeka, obserwuje dom, zaciśnięte pięści Czy skurwysyna potnie, rozbierze na części Ostatni raz przeszłość kaleczy powieki Od przemykania oczu przez dwa Lata chodził ślepy Zgasły światła jak rozbita gwiazda o ziemię Miał być on, wyszła ona Czy to prawda? Złudzenie? Sylwetka znajoma niczym karma wspomnienie Droga z piekła do czyśćca Randka z przeznaczeniem To dopada go jak atak, nagle jak astma Co do kurwy robi ta laska w domu Max'a Kto wysłał SMS'a? Co stanie się teraz? Podchodzi do niej, spotykają się spojrzenia Ona przerażona, łza jej spływa na policzek Jeszcze jeden jego krok i zacznie krzyczeć W końcu rozpoznaje go, wybawił ją od kata Wpada mu w ramiona, w ramiona mordercy brata Ten z pozoru, kolorowy świat Ten pozornie kolorowy świat ten który znasz Ten pozornie wymarzony świat Twój wyimaginowany świat co kryje gęsta mgła To co widzisz to nie zawsze tak Możesz widzieć tylko jedno z was To nie zawsze tak Ale pewne jest, że jeden fakt Może zburzyć w to co wierzysz brat Przekreślić wszystko Nieświadomy chwili tego, jak czas zmienia nas Na ofiary z myśliwych Niczym Moriega miał plan A znał już śledztwa wynik Na alejach komisariat Telefon na podsłuchu już namierza elitarna Myśli zmiksowane jak w blenderze Ona wygląda szczerze gdy łapie go Za rękę na spacerze Ta niewiasta i jej wybawca I ona ufa tylko jemu Prosi znajdź morderców Maxa Nic nie trwa wiecznie, szczególnie szczęście Na tropie psy, zasadzka na obrzeżach miasta Ściele się trup, słychać świst kul Anita Werner za chwilę w faktach Dwa miesiące sielanki Wtuleni w siebie w poranki Sanki z córką, zębami mamie ściąga majtki W kółko szklanki na blacharni Gleba i kajdanki Wpadli kryminalni, szczęście w asfalt wtarli Nie należy se układać życia zbyt pochopnie Córka w oknie, ona na ziemi moknie Od rana niewygodnie bo miała torsje Jest w ciąży, krzyknął But na torbie i zamknij mordę Ten z pozoru, kolorowy świat Ten pozornie kolorowy świat ten który znasz Ten pozornie wymarzony świat Twój wyimaginowany świat co kryje gęsta mgła To co widzisz to nie zawsze tak Możesz widzieć tylko jedno z was To nie zawsze tak Ale pewne jest, że jeden fakt Może zburzyć w to co wierzysz brat Przekreślić wszystko Działał pod przykrywką Dzisiaj cierpi na amnezję Na nią patrzy przez lustro weneckie Przegląda swoje akta, nie wie co jest grane Siatka blizn na ciele, to cała jego pamięć Czasem łatwiej nie pamiętać niż Znać swoją przeszłość Świadomość niszczy myśli jak Strach człowieczeństwo Jakby ktoś posądził Ciebie w Snach o morderstwo Rzeczywistość czy koszmar W afekcie szaleństwo Lecz to nie sen, dla niej to najgorszy dzień Szła za nim jak cień Teraz pomarańcz to jej nowa czerń I nosi w sobie jego dziecko Jebana przeszłość, jebana przyszłość Jebana teraźniejszość Zaczęło się niewinnie jak u Nikodema R Nieodebrane wiadomości kontra Przeznaczenia szept Zanik świadomości, wszak ludzi zmienia stres Gdy zwiał ekipie Max'a nikt nie wiedział Że jest psem Mendy przemykały oko na sprawy pełne krwi Były plany by ich doprowadził Prosto na sam szczyt Szpitale, karawany, Niemcy, plecy grubych ryb Ktoś mi mówił Że z historii tej można by zrobić film