Starość Owidiusza
Jacek Kaczmarski
Jak wstyd jest żyć wśród pięknych koni Podstępnym człekożerczym życiem Miast doskonałość z nimi gonić Po łokcie babrać się w korycie Czuć wyższość ich I dostojeństwo Ich wzrok z wybaczającym żalem I własnej duszy bezeceństwo Wychwalać jak dekalog zalet Ich ruchy płynne czyste kształty Ich myśli pełne prostych treści Ja jahus brudny I włochaty Potrafię zniszczyć I zbezcześcić A co potrafię to uczynię Bo taka moja jest natura Zło w mojej krwi jad w mojej ślinie A czynem rządzi wstyd I uraz Zresztą niwecząc to co żywe I rozkoszując się niszczeniem Wszak człowieczeństwo swe odkrywam I budzi we mnie się sumienie Płaczę nad tym co doskonałe I nienawidzę w sobie złego Więc tęsknię znów za ideałem Dążąc do unicestwionego Com widział myślał tom opisał I bluźnią bliźni żem ich zbrudził Mówią zgorzkniały egoista Który nie cierpi wszystkich ludzi Gorzki egoizm cecha płocha Ale niech będzie pod warunkiem Nie pisałbym gdybym nie kochał Człowieka lecz poza gatunkiem