Rublow
Jacek Kaczmarski
Bez ruchu każą tkwić nam tu Jak długo nie pamiętam już Brak nam powietrza słów i snu W gardłach zaschniętej śliny kurz Jak okiem sięgnąć w strony dwie Okopów linie ciągną się A my czekamy mija czas I do ataków wciąż nie posyłają nas Powiecie śpieszyć się nie ma gdzie I to jest prawda co tu kryć Lecz gdy w okopy nas się śle To kiedyś atak musi być Jedna jest tylko droga stąd Gdzie horyzonty wrogie się mglą Inaczej zaś polowy sąd A dać się swoim to już gruby błąd Wszak to manewry tylko są Na wzgórzach lornet błyszczą szkła Wszystko jest strategiczną grą W której brać udział muszę ja Kolega pyta raz po raz Co będzie jeśli trafią nas Odpowiedź jedna musi być Po prostu nie będziemy żyć Krzyk I ruszamy do ataku Na odsłonięte stoki wzgórz Wokół wybuchy czarnych krzaków Dym Huk I nic nie widać już W głowie panicznie mi się trzepie Jak w klatce ptak spłoszony puls Więc żyję Czy to naboje ślepe Czy może to ślepota kul Wtem w miejscu zatrzymuje się Gdzie jest przyjaciel gdzie jest wróg Nie widzę go On widzi mnie Strzał Ból I lecę z nóg Leżę przy ziemi trzymam twarz Swój własny oddech czuję z niej W dali co mój wchłonęła wrzask Idą sanitariusze trzej Co chwila słyszę suchy strzał Wstrzymuję przerażony dech To tych co przeżyli boju szał Dobija tamtych trzech Już są tuż tuż Zastygam i Podchodzą nachylają się Widzę znajome twarze trzy Strzał Dobili mnie Zbudź się Otwieram oczy pole Kolega okop flagi żerdź Zmrok Wciąż czekamy na swą kolej Żyjemy Śniąc śmierć