Dupa Lipa (Fragment Audiobooka "Jestem Marysia I Chyba Się Zabiję Dzisiaj")
Mery Spolsky
4:45Nie, tylko nie reggaetony Morze (może) Okej (z Tobą całą noc) Czerep rozgrzany od słońca Skroń i czaszka pulsująca Wystawiam się na promienie UV Jakie ktoś z góry dał W dłoni niebieska butelka Kąpie gardło w ciepłych bąbelkach Unikam gmachów, nie chcę rozmachu Chcę w piachu koc (z Tobą całą noc) Smażę pośladki, mam żółte majtki Jestem w Kuźnicy i dostaję kurwicy (od krzyku dzieci) Bryza się mieni w morskiej przestrzeni Facet się pieni, to po co się żenił? (Ach, Ci faceci) Rano w pociagu, bez korkociągu A tamci pili, wyzwali od dziwolągów Jamal w głośnikach, peron nam znika Ja bez stanika (jesteśmy nad) Jesteśmy nad Morzem, morzem, morzem, morzem, morzem (no weź) Może, może, może, może, może To ten dzień, Ty polubisz mnie To ten dzień (okay) Jesteśmy nad Morzem, morzem, morzem, morzem, może, oh Ty w bluzie techno, a ja chwilę temu w odblaskowej Świece się do ciebie okiem, coś miłego polej Trochę wody na mój temat, moja głowa słucha Pcham do brzucha wszystko co wybucha i Cię słucham Słone paluszki, orzechy z puszki Żeliki poduszki i chipsy duszki Wszystko się klei od słonej brei Siedzę w nadziei, że się ośmielisz Jest piasek, jest trawa Wysoka, krzaczasta Są pale w wodzie niesymetryczne Raz mniejsze, ale wciąż majestatyczne Nie trzeba mnie długo namawiać Bym przeszła się w tę czy we w tę Ty mówisz, że to niebezpieczne Heh, wiadomo że i tak wlezę Ześlizgnę się ze słupka Walnę tyłkiem o mieliznę I udam głupka Jakie to piękne, że te rejony Znają szum morza, a nie ragatony Żadne iPhone'y, karmel solony I nie Aperol tylko Lech rozwodniony Tacka z papieru, zestaw sałatek Za kilka monet (z widokiem jak Monet) Czasem ktoś krzyknie: "Oddawaj piłkę, zrób mi malinkę" Jesteśmy nad Morzem, morzem, morzem, morzem, morzem (No weź!) Może, może, może, może, może To ten dzień, ty polubisz mnie To ten dzień Jesteśmy nad Morzem, morzem, morzem, morzem, może Widzę różowe niebo, Alfons Mucha na nie chuchał Poliki różowiejsze, serce skacze, smutki mniejsze Tylko te bachory zawsze muszą wybrać pory Nagromadzenie w swory, psują mi love story Prawie jest całus to biegnie jakiś z dala i się przypierdala Czy widziałam kiedyś takiego robala? Zbliża się zachód, zachodzę w głowę Czy się zakochasz? Pokaż Alfons Mucha mógłby faktycznie tu siedzieć I pędzlem malować odcienie na niebie Jedynie, co z niego zostało to muchy bzyczące pod nosem Podziwiam widok z zapatrym tchem Mam mały zen Zwiedziłam już wiele wybrzeż Na niejednym kilfie stałam Obserwowałam przezroczyste laguny I błękintne z fal kołtuny Nic nie zastąpi tej chwili Gdy przystanek Ci się pomyli I zamiast wysiąść na Helu lądujesz w Kuźnicy W mieście martwicy Gdzie brak zakutych łebków o wytatuowanej potylicy Tu można się zakochać na nowo Dzika plaża Twoją królową Ryba w sreberku Starsze panie w sweterku Brak glonojadów i twerku Do czasu jak się ściemniło i zabrzmiały trapy Wylazł z BM-ki koleś kudłaty Wróciły dziady pijane z pociągu Co były w alkociągu I Kuźnica przeniosła się do Juraty Wyskoczył na plaże menel szczerbaty Pojawiły się dziewczyny, co nie szczędziły kpiny Morze zrobiło się czarne Możliwości na ratunek marne Pociag przybyć nie raczy Pustka majaczy Brzuchy nam burczą Portfele się kurczą Oni gapią się na nas, nie budzą zaufania Siedzimy w bez ruchu, modlimy się w duchu Cholerne autotuny, ćpuny i zużyte gumy I zaczyna pluć deszczem, więc myślimy co jeszcze Wycie wiatru głośne trapy cały czas nieznośne Jedynie baner w wielkim majestacie Pokazuje Kuźnicę choć jesteśmy w Juracie U Andrzeja na chacie