Sen We Śnie (Bankietowy Live)
Sanah
Często w duszy mi dzwoni pieśń, wyłkana w żałobie O tych dwojgu ludzieńkach, co kochali się w sobie Lecz w ogrodzie szept pierwszy miłosnego wyznania Stał się dla nich przymusem do nagłego rozstania Nie widzieli się długo z czyjejś woli i winy A czas ciągle upływał, bezpowrotny, jedyny A gdy zeszli się, dłonie wyciągając po kwiecie Zachorzeli tak bardzo, jak nikt dotąd na świecie! Ust ich czerwień zagasła w zimnym śmierci fiolecie I pobledli tak bardzo, jak nikt dotąd na świecie Chcieli jeszcze się kochać poza własną mogiłą Ale miłość umarła, już miłości nie było I poklękli spóźnieni u niedoli swej proga By się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga Więc sił resztą dotrwali aż do wiosny, do lata By powrócić na ziemię, lecz nie było już świata Pod jaworem dwa łóżka Pod jaworem dwa cienie (oh) Pod jaworem ostatnie, beznadziejne spojrzenie (ooh) I pomarli oboje bez pieszczoty, bez grzechu (bez grzechu) Bez łzy szczęścia na oczach, bez jednego uśmiechu Ust ich czerwień zagasła (zagasła) w zimnym śmierci fiolecie I pobledli tak bardzo, jak nikt dotąd na świecie Chcieli jeszcze się kochać poza własną mogiłą Ale miłość umarła, już miłości nie było (oh) I poklękli spóźnieni u niedoli swej proga By się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga Więc sił resztą dotrwali aż do wiosny, do lata (do wiosny, do lata) By powrócić na ziemię, lecz nie było już świata