Przekupili Was
Intruz
3:34Właśnie tak Ciekawe czy cię stać Tarara Teraz będzie ciekawie Pach pach tarara Łajzo kto nie ma kultury, ani manier Chcesz siano za jedzenie i picie to jesteś frajer Niech będzie pochwalony, ale nie aż tak, że klęknę Klęknąłem raz gdy prosiłem o rękę 15 lat temu chyba u spowiedzi byłem Czemu mam o grzechach mówić, które popełniłem Nie odprawiłem pokuty i nie będę łkał Chciałbym brata jak menago i takiego jak on sam Tysiąc lat i dzień dłużej to i tak wyrok łagodny Od języka macie dłuższe tylko paragony Do tematu wracając idę z diabłem się bratając Śmierć nie zająć, daj odsapnąć, się duszę oddychając Chcesz się wyżyć dokuczając wolałbyś kogoś poniżyć Trud to do kogoś się zbliżyć, aby od prostych słów zacząć Nie chce już żyć, umierając gdzie mój sługa boży Bo się nie nauczę latać przez coś, co na sercu ciąży Kochałem kogoś żonę i zazdrościłem bliźniemu Ci, których kochałem spali albo siedzieli w więzieniu Nie wiem, czy z kolejnym wersem nie mam więcej na sumieniu Grzechem zdrajcy było mówić do mnie po imieniu Wybacz miałem nie zabijać, śmiertelnym ran nie zadawać Gdybym miał się przyznać, musiałbym siebie wskazać Palisz jointy a ja stogi może pomińmy nałogi jak pomyślę Aż mnie mrowi, bóg powinien być ubogi Wybacz, bo kłamałem w celu, który się uroił Jestem żywym ciałem, poddałem się anatomii Dni mi uciekają szybciej, niż godziny przy konsoli Wczoraj na ziarnie fasoli, dzisiaj spadam z sekwoi Jak zabraknie sił na walkę, płyta sama się obroni Wołaj po nazwisku, ponoć pochodzę z rodu ostoi Dla mnie wielkim grzechem było nie oznaką męstwa Kiedy pierwszy raz przy mamie w życiu użyłem przekleństwa Widziałem jak wiele osób przytomność traciło W Częstochowie na mszy w sanktuarium ojca biją Ordy, trzody idą a piekielne dzwony biją Płyta to mój strój roboczy, jednocześnie sen proroczy Diabeł to mnie pewnie pozdrowi, jak pana spotka Widziałem jak paliłem kiedyś w domu bożym jointa Nałóż mi z koronę cierni, jak się będę znowu kruszył Patrzyłem na cierpienie kogoś, kto na nie zasłużył Grzech to namawiać anioła, żeby upadł Ale byłem uczniem z prywatnym zeszytem uwag Marzyłem o kolumnach i życzyłem śmierci komuś nadaremno To radiowóz wzywa znowuż konfitura Jakaś kurwa na koturnach jak na kalamburach Ale mordy nie odzywa nie figura Katarzyna Psy nie chodzą w butach nawet idąc do cywila Po gumowych kulach zwierze domowe nie jest potulne Ten gatunek nawet Noe wypierdoliłby za burte puk puk puk Ty może poświęć mi sekundę, czułem większą ulgę zrzucając ciężar z głowy Słuchając nowych kawałków jadąc obwodnicą z młodym Lata na szukanie u gada czułego punktu i nie palę Jana Kiedy mówię o rachunku, nie licząc wyjątków których Dziecko ma się czuć bezpieczne, chociaż na sercu mi ciężko To nie żałuję serdecznie, ja to chyba trochę inaczej, niż wy to widzę Gdzie są Ci, co kiedyś chcieli ustalać granicę I tak nie uwierzysz, po chuj pukać jak dzięcioł Skoro ja wygrałem zakład o życie, ze śmiercią Gniewu byłem pełen, leniem dopuściłem się oszustwa Zaznaczony potępieniem byłem blisko samobójstwa Byłem młody i co prawda wulgarny do księdza Wiem co to jest pornografia, ale kurwo nie dziecięca Byłem przygnębiony stratą i przyjacielem tęsknoty Nigdy za to przez internet nie sprzedałem swojej cnoty Byłem słuchaczem copy copy psychofanem rapu Jeśli chodzi o dragi, to robiłem trochę w handlu Współczuję jak jesteś spadkobiercą tego spadku Nazbierało się co nieco, chociaż żyłem w niedostatku Byłem biorcą oraz swego upadku przyczyną Byłem za aborcją i na wietrze falującą trzciną Byłem czarnym dymem nad apostołką stolicą I nie daję wiary, że Maria była dziewicą Mnie zadość uczynić nawet za najmniejszą kradzież Ja też, ja też nawet jak to będzie świętokradztwo I nie dziwi Cię klecho, że nie ufają Ci dzieci Bo wiem o tych, co zdradzili tajemnice spowiedzi Przekaż bogu, że jestem głosem biednych podwórek W spadku pozostawię Wam mój sumienia rachunek Przekaż bogu, że jestem głosem biednych podwórek W spadku pozostawię Wam mój sumienia rachunek No, no