Zabawa W Ciebie
Kartky
4:13Druga dwadzieścia, Outside Pokój jest tak zatopiony w tym dymie tytoniu, że chyba utonę Ciśnienie skacze, już nie jestem senny, wywala barometr Niby te noce są nowe, a wydają się tak znajome Gwiazdy wskazują nam drogę, ja chyba się trochę porobię Jeszcze mnie zabraknie, ale wtedy, proszę, nie płacz Potem się spotkamy pukając do bramy piekła (ha) Zanim to nastąpi kilka płyt trafi na półki Poczujemy zapach małej, płonącej bibułki I na moim ciele pojawią się nowe dziary, oh Potem w ładnej głowie zobaczy moje koszmary Moja symbolika będzie ozdabiała ściany, oh Dwa iksy i nawias będą odwiedzały bary Plany dawno płoną, a schemat jest rozjebany Miałem Cię nosić na rękach, uciec za Reykjavik Lеżę sam na plaży, słyszę Twój głos jak syreny Na to nie pomoże Xanax lub butеlka Amareny Może to za chwilę stanie się tak obojętne A to było takie piękne, namiętne i wstrętne Zabiję dla Ciebie, kłamię dla Ciebie Skoczę dla Ciebie, piję za Ciebie Dlaczego ja nie wiem, ja nie wiem Ja nie wiem, ja nie wiem, ja nie wiem Ja nie wiem, ja nie wiem, ja nie wiem Łeb mnie boli, moje serce krwawi Idę na dno, prawie jak Titanic Widzę piekło tak jak Alighieri Ale cały czas dotykam ziemi Piszę teksty i chodzę po klubach Właśnie mija tak godzina druga Ile dałbym, by stanąć na scenie Że tak będzie, kurwa, mam nadzieję Moja głowa to są wielkie zgliszcza Moje serce - jedna, wielka blizna Nawet nie wiem, czy potrafię kochać Leżę w łóżku, trzęsę się po nocach Ona pyta, co ja do niej czuję Potem pyta, czy ja ją rozumiem Tak, rozumiem, sam jestem po przejściach Na zegarku po drugiej dwadzieścia Kiedy wymiotuję, to jej chwyt za każdy włos Kiedy wychodziła, wypalił się cały wosk Kiedy ładnie kłamie, wtedy łamie jej się głos Kiedy nasze niebo zadało największy cios A na klacie ciągle czuję Twoje zimne dłonie Bo melanż goni melanż, a nie ratuje co tonie, oh Walka na dnie piekła - demon, moje alter ego Dalej mnie przeraża to, że rozumiem Kartkiego Nie kupiłem kwiatów, zobaczyła moje niebo Ono było czarne - może rozumie dlaczego Noc po końcu świata o drugiej dwadzieścia jeden Nocnym autobusem opuszczałem starą ziemię Chyba była zima, autobusu brudna szyba Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem Arlekina Moja bluza była mocno przesiąknięta czystą To przy barze powoduje, że jesteśmy blisko Wtedy poznajemy horyzonty naszych pragnień Lądujemy w bagnie, potem lądujemy na dnie A tęczówki zanikały jakby Atlantyda Wtedy mogło się wydawać, że nie działa klima Tylko gesty, tylko szepty, prawie pantomima Mimo tego było widać, że w środku przeklinam Na grobie zobaczę jedną, tę jedyną frazę "Śmierć mogła z nim wygrać dopiero za drugim razem" - ha, ha Łeb mnie boli, moje serce krwawi Idę na dno, prawie jak Titanic Widzę piekło tak jak Alighieri Ale cały czas dotykam ziemi Piszę teksty i chodzę po klubach Właśnie mija tak godzina druga Ile dałbym, by stanąć na scenie Że tak będzie, kurwa, mam nadzieję Moja głowa to są wielkie zgliszcza Moje serce - jedna, wielka blizna Nawet nie wiem, czy potrafię kochać Leżę w łóżku, trzęsę się po nocach Ona pyta, co ja do niej czuję Potem pyta, czy ja ją rozumiem Tak, rozumiem, sam jestem po przejściach Na zegarku po drugiej dwadzieścia