Powołanie
Lukasyno
3:20Dziś wiem, że mogę wybrać to, na czym się koncentruje Mogę być swoim wdechem i wydechem Mogę wybrać słuchanie całym sobą Odgłosów deszczu, ptaków, rzeki i wiatru Wszystkiego, co otacza mnie na tym świecie Gdy patrzysz na słonce stajesz się jego promieniem Dziś spokojnym krokiem, kiedyś szkoda mi było każdej minuty Jak idziesz pod słońce, zawsze za tobą będzie podążał twój cień Znów zabłądziłeś, bo chciałeś iść tylko drogą na skróty Życie nas uczy, może lepiej zawrócić, póki nie skończył się dzień Od dnia narodzin przybywa na ciele znamion Życie szlifuje charakter powoli, czas zabliźnia rany Biegnie nieubłaganie, nie myślę o tym, ile mi go zostało Dzisiaj spokojnie już stawiam kroki, spojrzenie śmierci poznałem Codziennie rano snujemy plany, by żyć musisz zarabiać siano Zastawiasz zdrowie, gonisz za szmalem, zatracasz duszę i ciało Na drodze doświadczania, gdy dorastamy, słowa zmieniają znaczenie Jak kwiaty kwitniemy, jutro więdniemy, idziemy na spalenie Idę tam, gdzie prowadzi mnie miłość, z tymi, co pragną żyć w prawdzie Umysł i serce to tandem Patrzę jak człowiek żył dawniej, wiele dla siebie nie pragnę Uprawiam ziemię, nawadniam ogród, nad ogniem nagrzewam wannę W nowiu szykuję ziołową kąpiel, sypialnię okadzam szałwią Nie porównuj mnie z tym, kim oni są dzisiaj, ale z tym, kim byłem wczoraj Książki pomogą ci zdobyć wiedzę, lecz instynkt to cecha wrodzona Na dzikiej łące mam swą aptekę w lesie swego doktora Zimą zanurzam się w chłodnej rzece, tutaj jestem w domu Dziś spokojnym krokiem, kiedyś szkoda mi było każdej minuty Jak idziesz pod słońce, zawsze za tobą będzie podążał twój cień Znów zabłądziłeś, bo chciałeś iść tylko drogą na skróty Życie nas uczy, może lepiej zawrócić, póki nie skończy się dzień Dziś spokojnym krokiem, kiedyś szkoda mi było każdej minuty Jak idziesz pod słońce, zawsze za tobą będzie podążał twój cień Znów zabłądziłeś, bo chciałeś iść tylko drogą na skróty Życie nas uczy, może lepiej zawrócić, póki nie skończył się dzień Nie mów mi o tym, gdzie muszę być, nie czerwony dywan, a leśny survival Nie mów mi o tym, jak mam tu żyć, wiele lat nie jestem więźniem oczekiwań Ile głów, tyle prawd, nie mój film, kawał mego serca dałem dla tej gry Przemycany w wersach ulic szyfr, tym co czuli, dostrzegali w oku błysk Idę tam, gdzie dłoń bratu poda brat, nie spychają w dół, kiedy łapiesz wiatr Bez kulawych spół, zastawiony blat, na ich autach chrom my kamuflaż mat W nogi drogi szmat, siła czystych muskuł Nie szukam wymówek, jak mój ziomal na wózku Tu małe zwycięstwa, ci ludzie po przejściach, ich ojcostwo to męstwo Nim zaczniesz narzekać na świat, posprzątaj we własnym domu Nie znam człowieka bez skazy i wad, nie wszystkim też można pomóc Póki nie trafisz na własny szlak, nie zaznasz duszy spokoju Ktoś nuci mantry, ktoś odmawia różaniec i stroni od alkoholu Synowie i córki, ojców i matek, dzieci, ziemi i gwiazd Wdzięczność woła dostatek, odwaga tłumi lęk, oddech kontroluje strach Wiem, że nie zawsze mam rację, słucham uważnie, tym ciemniej im dalej w las To, czym karmisz swój umysł, odbicie ma w życiu i snach Dziś spokojnym krokiem, kiedyś szkoda mi było każdej minuty Jak idziesz pod słońce, zawsze za tobą będzie podążał twój cień Znów zabłądziłeś, bo chciałeś iść tylko drogą na skróty Życie nas uczy, może lepiej zawrócić, póki nie skończył się cień Dziś spokojnym krokiem, kiedyś szkoda mi było każdej minuty Jak idziesz pod słońce, zawsze za tobą będzie podążał twój dzień Znów zabłądziłeś, bo chciałeś iść tylko drogą na skróty Życie nas uczy, może lepiej zawrócić, póki nie skończył się dzień