Zegarmistrz Światła
Tadeusz Woźniak
5:18Co to było Jak się mogło zdarzyć Skrzypiec obłok wzleciał niezwykle wysoko A ich włosy struny wplecione we wiatr W najcichsze westchnienia A włosy struny jak noc kiedy księżyc jak wieczór w maciejkach I były tak ogromne choć takie maleńkie że i największe marzenia się na nich mieściły A kiedy wzruszone biegły leciuśko przez siebie przez palce przez oczy przez skamieniałe pola W olśniewających jeziorach I gdy się rozbiegały do dźwięków srebrnych dźwięków niemal żywych Gdy nisko kołowały złotym od spokoju rojem To wydawało się pewnym że musiały być czarodziejskie A skrzypce miały skrzydła otwarte na zamyślone jeziora A czasem się podrywały do tak wysokiego lotu że widać ich prawie nie było Tu czasu nie było A one leciały prosto w tężejące słońce coraz mniejsze W strunach ich tyle się siły mieściło że umierały najmniejsze westchnienia Tu czasu nie było A kiedy niskim obuchem uderzały w uszy głusi rozwierali ręce i jaskółki nie kończyły się w locie Tu czasu nie było Tu czasu nie było Bo w strunach ich tyle się płaczu mieściło że stąd te jeziora A bo w ich strunach mieszkał i strach i paraliż Tu czasu nie było A bo w ich strunach koczowały od świtu do złamania smyczka tłumy spragnionych ślepców A bo ich struny były ciężarne od nadmiaru czas się tu nie liczył a przestrzeń pomiędzy nimi I echem była wydrążona Tu czasu nie było A bo one drążyły się w powietrzu kanałami przesiąkniętymi butwiejącym sianem I kiedy natrafiały na ciszę tak biły bezsilnie strunami że same się w ciszę zmieniały Tu czasu nie było Godziny zaokrąglały się w mgnienie sekundy różowe na brzegu i czas ich nie rdzawił Tu czasu nie było i nie było przestrzeni Tu czasu nie było Lasy podbiegały żywicą powietrze pękało w spojeniach I nawet przestrzeni nie było i wszystko było jednakowo ważne i jednakowo bez znaczenia Tu czasu nie było Jestem muzyka rozwieszona na uderzeniach gromów Czuła na światło i tak spragniona się czułam że aż nierzeczywista I teraz rozumiem świętych pańskich biedulków spopielanych przez wewnętrzny ogień I wiem teraz skąd światło się bierze skąd ogień skąd kiedyś być może powstałam I wtedy jestem i wtedy chodzę po lesie po sobie drzewom liście głaszcze Liście tyle skrzypiec tyle muzyki zielonej Liście tyle skrzypiec tyle muzyki zielonej I oto się kamień otwiera I oto się kamień otwiera Jestem muzyka rozwieszona na uderzeniach gromów