Siewca
Zeus
3:35Pamiętam jak w trasę wyjeżdżał dziadek Niebieska Avia przed domem na stole stos kanapek Miałem parę lat i miałem frajdę już z tego że dane mi było do szoferki wejść Wspinałem się po tych schodkach jak na Mount Everest więc Parę razy dziadek wziął mnie ze sobą Siedziałem tak obok niego przyglądając się drzewom i domom Co po chwili zostawały daleko za nami Rodzice pokazali mi twierdzę mocną i trwałą Kto by pomyślał że ciągła zmiana stanie się moją stałą Parę lat później autokar z zielonej szkoły z klasą nas trasą wiezie W tle gra mi w walkmanie Cypress Hill i PMD z „diggity" DAS Efx Znów przeskok w czasie. Ślęczę nad kartką na kwaterze w górach Wszyscy zmuszeni by siedzieć bo leje Ja słucham Freemana i wolne wersy wypluwam Znowu skok na tapecie mam Dubaj Tokyo Peru Angkor Wat Moi kumple melanżują nad morzem ja o czwartej nad ranem kończę nowy track (Zeus!) Już sama ta ksywka to sztampa a zdradzam jak on oznaki uzależnienia Co pchnęło mnie w kanał i w większą sztampę teraz scena to moja Hera Więc wracam do dusznych klubów gdzie bramkarz mi nie wierzy że gram I kiedy się przebijam przez ścianę tłum ktoś zawsze szarpnie mnie za tshirt i kark Znam wszystkie cliche pań co chcą stawiać mi wódkę Typów co chcą sie lać i tych którzy chcą dać demówkę Co chwilę pyta mnie o sukces ktoś a mi chodziło zawsze o muzę Komplementy mnie krępują wciąż. Na salonach się nie odnajduję Więc przyjeżdżamy jak najpóźniej. Wyjeżdżamy jak najwcześniej Te melanże w trasie dały mi głównie gorzkie refleksje Grałem w takich miejscach że gdy nie musze chcę się od nich trzymać z daleka I mdli mnie w weekend na samą myśl o klubach i dyskotekach Spałem w tylu hotelach że zlewa je w jeden ta sama pustka i woń Czy po to tu tak długo szedłem by skumać że to nie mój dom? Nie wiem Dostałem od świata wiele i dałem światu trochę Szarpałem w pasach się nie raz nim zrozumiałem drogę Co piątek czuję się jak we wnętrzu tornada Bo pędzi wszystko wokół mnie gdy tułam się jak nomada Dostałem od świata wiele i dałem światu trochę Szarpałem w pasach się nie raz nim zrozumiałem drogę Co piątek czuję się jak we wnętrzu tornada Bo pędzi wszystko wokół mnie gdy tułam się jak nomada Gapiłem się setki razy na pary na dworcach Ktoś komuś wpada w ramiona ktoś komuś macha z okna Mój dom i żona lata świetlne stąd Tam ciepła kołdra tutaj wiecznie ziąb Wolałbym teraz teleport od mordy w telewizji Ale nie mówie nic kiedy podbija ktoś żeby piątkę zbić za nagrywki Tylu ludzi mówi mi że jestem im bliski chociaż widzę ich po raz pierwszy To co widzę w ich oczach nie pozwala mi nie zrobić tej foty czy nie podać im ręki Gdyby nie oni tu mnie mogłoby nie być Naprawdę się już czułem się przegrany Po półtorej dekady walki w domu rodziców znów spłukany Nie chodziło mi tu nigdy o hajsy dlatego czułem nie raz na plecach buta Marzyło mi się tylko robić kawałki i to żeby ktoś chciał ich kiedyś posłuchać Może kiedyś odwiedzę Dubaj Tokyo Peru Angkor Wat Ale póki co znowu jest czwarta a ja znowu kończę track I przejdziemy znowu ten kraj by na żywo to grać Bo dopóki nasi ludzie tego flow tu chcą Ich wzrok pokazuje mi że to jest mój dom Pierwszy Milion Dostałem od świata wiele i dałem światu trochę Szarpałem w pasach się nie raz nim zrozumiałem drogę Co piątek czuję się jak we wnętrzu tornada Bo pędzi wszystko wokół mnie gdy tułam się jak nomada Dostałem od świata wiele i dałem światu trochę Szarpałem w pasach się nie raz nim zrozumiałem drogę Co piątek czuję się jak we wnętrzu tornada Bo pędzi wszystko wokół mnie gdy tułam się jak nomada