Co To Ten Rap?
Gruby Mielzky
4:39Nie boję jutra się Bo piekło jest już za mną bo piekło jest już za mną Nie boję jutra się Bo piekło jest już za mną Dwa zero jeden jeden palę szluga w sześciu stopniach Grzeje nas wóda prąd na karty jak się stąd wydostać Bratku nie ratuj dźwignę wezmę Vivus Zwinąłem klocka trzy dni ośka się obciera z rzygów Mam lapka parę rymów śpiwór cztery bluzy Massa I wiarę że będzie jeszcze dane pozamiatać Zrobię to jak chciałem bez demówek do label'i Niech skurwiele wiedzą Mielzky jest tu po to żeby zmielić Dwa zero jeden dwa ja puszczam w Polskę pierwszy legal Mordy przenoszą płyty w topkę mówią więcej sprzedasz Chuj w to niech każdy pozna w końcu rap mój W środku gimnazjum głos już dawałem miastu Tyle lat na schodach klip nam kręcił Filip Jeszcze żył Leh I chyba wszyscy jakoś lepiej żyli Kemp mi wjechał miło jak spirol co KęKę dusił W pierś się bijąc mówię wracam kiedyś zagrać dla tych ludzi Wtedy z Diox'em sporo jeżdżę Cebul z tyłu w aucie Za dwieście bierz mnie wszędzie gdzie da się podpalić parkiet Z pierwszej płyty osiem trzy u Chwiała kreska Kupiłem buty spodnie kurtkę jak cygan w dzień dziecka Tydzień później pucha mówię kurwa coś nie teges Gram najlepiej jestem w formie muszę zwijać pekiel Siadam piszę krążek dwa jeden trzy jako środek Nie wiem który pierwszy drugi więc nazywam go półtorej Moja tyra wtedy śmieszne płyty na akord 10 gr z digi 8 z cd jadę z tym jak szmatą Niech idzie miastem z flagą rap a nie śpiewanie Śmiali się że nie czaję bazy chyba kurczę ją czaję Więc ja się śmieję w STG gram sztukę z DGE Wchodzę na scenę cała sala łapy pod niebem To gówno buja choć preorderu poszło ze trzysta Moja misja robić swoje i nie splamić nazwiska Listopad jeden cztery rok i patrzę na ocean z okna Myślę o tym kiedy te sześć stopni zmieniłem na pokład Nagrałem patrol bo dawno to miało powstać Siedzę z tatrą tagi kreślę choć lat sto nie tykam montan I coraz częściej w tył spoglądam by nie zapomnieć o snach W których marzę by od Włodka propsa dostać Gram w Płocku Ełku Hradec na sos już kładę knagę Żaden grawer w CD nie da mi dziś tego o czym marzę Chcę pisać rymy o kolędzie z kumplami Nie myśleć co było by gdyby ani co będzie z nami Zanim scena strawi nas to jeszcze da nam zapalić Czy wypnie kable i nas puści z torbami Skurwysyny jeden siedem to Rottenberg osiem to Komik Choć kleję to jak nigdy wcześniej mam gnata przy skroni Chwytam barierkę na koncercie by poczuć że stoję Gdy moją głowę z każdym wersem trawi ogień ogień ogień Dwa zero jeden dziewięć rozjebałem wszystko i wszystkich Moje własne życie także wliczmy setny DM wracaj klient na plansze Co tydzień leżę na kozetce mówiąc nie wiem czy sam chcę Gram trzeci raz na Kempie bliscy zostają z kotem Potem znajdują list z odcinki gdzie za śmierć ich przeproszę Jak to znajdziesz wiedz że nadal tańczę na ulicy Choć płaczę próbując postawić nogę na ulicy Jestem logiem tej ulicy MAMO to legendarne Żeby zdobywać szczyty dekadę siedziałem w bagnie Gruby to zbyt prawdziwy w chuju mam hity z Vivy Pęka serce więc siadam i piszę rymy od zawsze tak Wezwał mnie beton jestem głosem marginesu Niosę styl co trafi tu do yuppies jak i dresów bo mam paru ziomków Jedni proch drudzy popiół jedni groch drudzy opium Jestem stąd od początku więc Nie pragnę już się wyrwać jak przed laty Chcę napierdalać rap co urwie dach Ci z chaty Nie liczę zysków strat był czas gdy były same straty Nie będę wracał tam i żaden z nas już tam nie trafi Nadal znam swój cel Nie boję jutra się Bo piekło jest już za mną bo piekło jest już za mną Nie boję jutra się Bo piekło jest już za mną bo piekło jest już za mną Nie boję jutra się Bo piekło jest już za mną bo piekło jest już za mną piekło jest już za mną Nie boję jutra się Bo piekło jest już za mną