Burza
Pako
2:40Mhm, Friz Miałeś być z nami, a wolałeś zaćpać talent Jedna z wielu spraw, którym ciężko było sprostać (ciężko było sprostać) By zajebać mój, nafaszeruj mnie metalem Mam za wiele strat, przez to nie mogę się poddać (nie mogę się poddać) Pozmieniał nas świat, i to chyba jest normalne Każdy wybrał to czemu naprawdę chciał się oddać (chciał się oddać) Zaczęliśmy z planem, do zrobienia parę zmian Czy to moja wina, że nie umiem rezygnować Kiedyś mnie ignorowali, dzisiaj proszą mnie o zdjęcie Czasem patrzą na nas jak na obraz psychopatów (obraz psychopatów) Kiedyś mnie ignorowali, dzisiaj przejdą obojętnie Pako to nie kot, a tygrys, mam za dużo pasów (mam za dużo pasów) Pochodzę z południa, z miejsca gdzie każdy chce więcej Dobrze że znam ludzi którzy mają spory zasób (mają spory zasób) Nie byłem doktorem, nigdy nie byłem pacjentem Mimo plomby w telefonie nie brakuje mi kontaktu Z nikim nie chcę gadać, wszystko przekładam na mic'a Wjebany do kanału, znam już wszystkie chemikalia (okej) Myśli w mojej głowie rozjebane jak mozaika Znamy brudne zimne miejsca bez żadnych promieni światła Coraz bardziej pojebany, im głębiej wejdę do bagna Kurwa nie ma takiej rzeczy, co była by tego warta Każdy ma swoje demony, ja moje trzymam na barkach Nigdy nie skończę jak oni, wbity za kratami Arkham Dragi zostawiły blizny, ziom myśli, że jest doktorem (jest doktorem) Zbyt wiele bliskich osób skończyło na samym dole (dole) Paki zostawiły zyski, ogrom wrogów, paranoje (noje) Obiecałem to bliskim, nigdy mnie to nie pochłonie Nie wszystko co robiłem to było do końca dobre (dobre) Wszystko co robiłem, to zawsze wracało do mnie (do mnie) Nie ważne co robiłem, to zawsze miałem widownię (ej) Wszystko co robiłem, zawsze było ze mną zgodne Ludzie mają to do siebie, żeby oceniać pochopnie Też mam do tego tendencję, bo wyglądają podobnie Czasem przydałby się kaftan, nie wiecie zbyt wiele o mnie Teraz palę się jak nafta, więc lepiej nie igraj z ogniem Teraz skupiony na zyskach, których nie znajdziecie w aktach Między nami dystans, nie wejdę głębiej do bagna Wchodzę do niej jak dentysta, zostaję w mordzie jak afta Słyszałem co puszczasz z pyska, nic z tego nie jest na faktach Dragi zostawiły blizny, ziom myśli, że jest doktorem (jest doktorem) Zbyt wiele bliskich osób skończyło na samym dole (dole) Paki zostawiły zyski ogrom wrogów, paranoje (noje) Obiecałem to bliskim, nigdy mnie to nie pochłonie (nigdy) Nie dam ci nazwiska skoro jestem koneserem Bo to chyba jest normalne, ile mam tyle używam (jestem koneserem) Ona kiedy wbije szybko zajmie się deserem Coś pogada, zjara bata, no i wypad Zaczyna się zabawa kiedy klocki to nie LEGO Moje ziomy jak od Quebo, lepią haszysz tak jak Play-Doh Coraz większe możliwości, nie wiem co ułożę z tego Toczę swoje D jak Diego, ze mną parę głów i niebo, wow Znowu jestem za daleko i chyba mnie nie usłyszysz (nie usłyszysz) Nigdy nie wrócę do tego, więc powiedz mi na co liczysz (na co liczysz) Lepiej trochę się uspokój, bo widzę, że ledwo dyszysz (ledwo dyszysz) Wiem, że dzwonił na policję, a niby był tu najwyższy Dragi zostawiły blizny, ziom myśli, że jest doktorem (jest doktorem) Zbyt wiele bliskich osób skończyło na samym dole (dole) Paki zostawiły zyski ogrom wrogów, paranoje (noje) Obiecałem to bliskim, nigdy mnie to nie pochłonie (Z nikim nie chcę gadać, wszystko przekładam na mic'a) (Myśli w mojej głowie, rozjebane jak mozaika) (Bardziej pojebany, im głębiej wejdę do bagna) (Każdy ma swoje demony, ja moje trzymam na barkach)